Lektura - książki, orzeczenia, artykuły
Laleczki skazańców. Życie z karą śmierci; L. Polman
Polman umiejscawia swoją opowieść w Texasie - swoistej stolicy kary śmierci. Nie ma w tym sformułowaniu przesady, ponieważ to właśnie ten stan nie tylko wykonuje najwięcej kar śmierci, ale także stawia sobie za cnotę taki porządek prawny. Lektura stanowi zatem swoistą podróż kulturową. W niektórych miejscach można naprawdę unieść brwi ze zdziwienia. Teksańczycy różnią się w mentalności od pozostałych mieszkańców Ameryki i w kilku momentach książki jest to bardzo widoczne. Dla Europejczyka wiele zachowań Teksańczyków jest po prostu "nie z tej bajki". Chciałoby się rzec, że Teksas to stan umysłu.
Następnie z tego miasta-węzła odbywamy podróż do więzienia, w którym na wykonanie wyroku oczekują setki osadzonych. Autorka przeprowadza rozmowy z niektórymi z nich oprowadzając przy okazji po więziennych korytarzach. W tej wędrówce zatrzymujemy się jednak na krótkie odskocznie, którymi są kobiety-partnerki-opiekunki ww. skazanych.
To dość osobliwe zjawisko, że dorosłe kobiety - nie rzadko po przejściach - decydują się na związek ze skazanym na karę śmierci. I wcale nie są to amerykańskie "laleczki", a wręcz przeciwnie, prym wiodą tutaj Europejki. Niektóre z nich po wielu latach (bywa, że po ponad dekadzie) decydują się na małżeństwo z więźniem, a inne, mając już swoje rodziny w miejscach zamieszkania ograniczają swoją aktywność "tylko" do wspierania wybranego osadzonego. Wsparcie owo ma formę - naturalnie - finansową, ale również w wielu aspektach psychologiczno-logistyczną. Pomagają im np. skontaktować się z adwokatem, zakładać komitety ds. walki o zmianę zasądzonej kary albo przynajmniej odroczenie wyroku. I przede wszystkim odwiedzają, rozmawiają i podnoszą na duchu. To zjawisko napędziło również niezły biznes w miasteczkach z więzieniami, w których przebywają skazani na śmierć. Żerować na człowieku i jego niedoli można bowiem zawsze i pod każdą szerokością geograficzną.
Polman zdradza wiele smaczków natury praktycznej. Ot np. w amerykańskim systemie prawnym, to czy karę wykona się w orzeczonym terminie, czy też dojdzie do jej odroczenia zależy w dużej mierze od aktywności adwokata. Powiem może dosadniej - w zależności od tego czy np. ruszy swoje cztery litery i złoży określone pismo, karę można wykonać w terminie lub nie (nie w terminie albo nie w ogóle). Dlatego czasami dochodzi do sytuacji, w której skazany już leży w sali, już jest przypięty pasami do łóżka, za moment ma być wysłuchana jego ostatnia wola, a tu nagle okazuje się, że w związku z działaniem adwokata (takim podejmowanym trochę ad hoc) gubernator odstąpił czasowo od wykonania egzekucji. I się takiego delikwenta odwiązuje i odprowadza do celi. W sumie to można mieć dylemat, czy to tak naprawdę dobrze... czy takie odwlekanie w czasie służy psychice skazanych i ich bliskich... Ale z drugiej strony większość ludzi ma instynkt samozachowawczy i potrzeba przetrwania jest w człowieku mocno zakorzeniona... człowiek to takie stworzenie, które bardzo chce żyć. Tymczasem adwokaci z urzędu są maksymalnie niewydolni, a na tych opłacanych ani osadzonych, ani ich "pań" nie stać. A los skazanego (czyli zasadniczo odroczenie egzekucji, chociaż może tu chodzić nawet o zyskanie 20. lat) zależy nierzadko właśnie od adwokata. Nieodosobniony przykład zachowania adwokata z urzędu:
"Nikt nie zaprotestował, kiedy jeden z adwokatów z urzędu nazwał swojego klienta głupim asfaltowym skurwysynem. Klient zażądał innego adwokata, ale sędzia odrzucił prośbę i ława przysięgłych skazała go na śmierć. Trudno odgadnąć strategię adwokata, który w mowie obrończej tak przemawia do ławy przysięgłych: "Widzieli państwo na własne oczy, jakim żałosnym, pustym, nic nieznaczącym, pociągającym nosem stworzeniem jest mój klient. I to coś chcą państwo wyzwolić ze słusznego cierpienia?". "Pociągające nosem stworzenie" zostało skazane na śmierć" (str. 169).
Mało?
Proszę bardzo: Znaczna część osadzonych w celach śmierci to osoby z zaburzeniami psychicznymi... jak widać to stanowi nadal nader rzadko wystarczający powód po temu, żeby taka osoba nie znajdowała się w więzieniu, a w specjalnej placówce przeznaczonej do leczenia owych zaburzeń. Albo nawet lepiej: jeżeli więzień ma zostać stracony, a ma np. zawał, to najpierw się go ratuje - w sensie zawozi do szpitala, leczy i doprowadza do dobrej formy, żeby potem wrócić z nim na salę śmierci celem wykonania wyroku.
Przypomina mi to nasze realia, w których (niestety) osoby z problemami psychicznymi również trafiają do więzienia. A kiedyś już podrzucałam nagrania z konferencji organizowanej przez Biuro RPO, gdzie był cały panel poświęcony umieszczaniu osób z zaburzeniami psychicznymi w jednostkach penitencjarnych zamiast w placówkach leczniczych. To nagranie dostępne jest tutaj. Polecam szczególnie w tych ramach czasowych: 57:15 do 1:22:04.
I trzecia hybryda - samo wykonywanie kary śmierci. Polman bardzo interesująco i mocno syntetycznie opisuje przełomy w zabijaniu w imię prawa. Poznajemy zatem przyczynę odejścia od szubienicy na rzecz krzesła elektrycznego, ale także dowiedzieć się można, iż np. stworzone są komory gazowe na potrzeby egzekucji. W XXI wieku, kiedy mamy już swoje doświadczenia z takimi wynalazkami, są one odtwarzane w imię humanitarnej śmierci...
Wisienką na torcie jest natomiast kwestia dostępności medykamentów podawanych dożylnie w zastrzyku śmierci a także problemy, które napotyka aktualnie więziennictwo amerykańskie. Absurd goni absurd... nie będę odbierać przyjemności lektury.
W książce cholernie podoba mi się to, iż Polman nie kryje swojej stronniczości. Ma wyraźne zdanie na temat kary śmierci i mówi o nim głośno. Chociaż spotkałam się z zarzutem, że to stanowisko Autorki jest tutaj zbyt widoczne. Jak widać można mieć różną percepcję tego ocennego ekshibicjonizmu Polman - ja nie traktuję go w konwencji zarzutów kierowanych pod adresem Autorki. Mnie się on podoba. Uważam bowiem, że kara śmierci to nie jest temat, wobec którego możemy wymigać się "mnie to nie interesuje, nie dotyczy, nie mam zdania lub będę udawać, że go nie mam". To jest kwestia, w której każdy świadomy człowiek powinien mieć swój osobisty pogląd. Mój jest taki jak Polman - jestem przeciwko. Za każdym razem gdy ktoś pyta mnie o moje stanowisko przypominam sobie film "Kapelan domu śmierci", którego bazą jest rozmowa z kapelanem uczestniczącym w egzekucjach. Z Texasu właśnie. Polecam jego oglądnięcie. A bardziej z rodzimego podwórka: jak pokazuje przykład Pana Tomasza Komendy - wymiar sprawiedliwości nie jest nieomylny. Dobrze, jeżeli ewentualne pomyłki (nawet te największe) można naprawić.
Wspaniały reportaż.
Polecamy.