Lektura - książki, orzeczenia, artykuły

Zmierzch świata arystokracji; K. i M. Drozdowscy

2018-11-14

 

Książkę recenzujemy dzięki uprzejmości portalu: [SZTUKATER.pl]

 

Ad rem: jak pisać ciekawie o historii, czyli recenzja książki "Zmierzch Świata arystokracji".

Zdaję sobie sprawę, że są na rynku pewne wiodące wydawnictwa, które dysponują lepszym budżetem i tym samym są w stanie wydać więcej środków finansowych na okładkę (czytaj: na lepszego projektującego). Mam nadzieję, że nie obrazi się na mnie Autor dzisiejszej okładki, Pan Piotr M. Rogalski, albowiem za chwilę słów kilka o jego projekcie.

Jest kiepski. Tandetny. Naprawdę nie zachęca do lektury... rozumiem, że osadzony jest w konwencji tematycznej i zarówno sierp z młotem, jak i swastyka są tu logicznym elementem. Ale mamy rok 2018 i dostępne przeróżne nowoczesne środki graficzne, zaś zaproponowany "layout" przypomina kiepski kolaż ucznia, który ma za zadanie wykonać projekt na zaliczenie z informatyki. I jeszcze to cieniowanie wraz z barwami napisów, które walczą o uwagę czytelnika z całą gamą obrazków stanowiących "nibytło". Za dużo szczęścia na raz. Nie jest ani ładnie, ani interesująco, ani tym bardziej spójnie. Wszystko to po prostu pojedyncze elementy które ma połączyć tytuł. Taka mapa mentalna dla tegoż. A książka jest świetna. I nijak nie koresponduje mi to pierwsze (okładka) z tym drugim (treścią). Gorszy byłby tylko herb szlachecki. Tyle o wierzchu, zajrzyjmy do wnętrza.

        Przede wszystkim opowiedziana historia jest skomplikowana. Trochę jak w książce telefonicznej: dużo bohaterów. Trzeba tęgiej głowy, żeby poruszać się po niej sprawnie i z lekkością. Dużo zależy tutaj od tego jak prezentuje się finalnie oferowany produkt. Przygotowując publikację Autorzy bazowali na nagraniach audio, z których przenosili treść na papier. Fantastycznie, że ktoś pochylił się nad zasobem Archiwum Historii Mówionej i skomponował z tego dzieło pisane. Czytając odczuwa się zazdrość, że Państwo Drozdowscy słyszeli głosy bohaterów, intonacje, zmiękczane spółgłoski... książka jest żywa i z krwi i kości (chciałoby się rzec). Zwłaszcza, że te wypowiedzi są wpisane w książkę. Tekst książki jest poszatkowany i elementy narracyjne mieszają się z elementami będącymi wypowiedziami bohaterów (te ostatnie wpisane są kursywą). Ma to dodatkowy plus, a mianowicie można wyłapać niuanse językowe właściwe opisywanym czasom. Owe "myśmy mieli może 300 osób". Prawdziwe smaczki. Sami Autorzy odnoszą się do wzmiankowanej kwestii takimi słowami:

"Język wypowiedzi interlokutorów w druku różni się oczywiście od ich języka mówionego, z jakim każdy może się zetknąć przesłuchując nagrania rozmów (...). Redagowanie ich wypowiedzi miało na celu jedynie uproszczenie narracji. Autorzy starali się zachować w wielu przypadkach oryginalność języka opisywanych zdarzeń czy sformułowania w rodzaju żeśmy, które dziś mogą wydawać się archaiczne" (str. 10).

Druga sprawa jest taka, że na zaledwie 292 stronach opisano losy arystokracji w latach 1939-1941. To dość mało jak na tak duży i zasobny w wydarzenia okres. Ale nie dość mało dla Autorów. Państwo Drozdowscy stworzyli świetną publikację dla każdego ciekawego losów polskiej arystokracji. Nawet dla laika historycznego jest to książka interesująca. Oczywiście, że dodatkowym atutem byłoby posiadać wiedzę historyczną - mamy tu bowiem dużo nazwisk, które szaremu człowiekowi może być trudno spleść w jedną logiczną całość. Ale nie można mieć do Autorów pretensji o to, że czytelnikowi nie starcza warsztatu. I przede wszystkim napisane jest to językiem prostym, czytelnym i łatwym w odbiorze. Wydarzenia są ułożone w spójną całość (tzn. nie ma skakanie od Sasa do lasa) i nawet jeżeli zdarza się, iż w różnych miejscach książki pojawiają się te same nazwiska, to jako ostateczny produkt, książka jest prosta w odbiorze, spójna i bogata w interesujące fakty.

Zdecydowanie warto polecić tę lekturę. I zdecydowanie należy wyczekiwać dalszych części, albowiem recenzowana książka okraszona jest podtytułem "Tom I".


x