Aktualności
Wykład Inauguracyjny
"Prawo procesowe cywilne - tradycja a postęp",
Magnificencjo Panie Rektorze, Wysoki Senacie i Szanowni Zebrani,
I. Wybór tematu wykładu nie jest przypadkowy. Właśnie mija 50 lat od uchwalenia ustawy k.p.c. z 1964 r., a Polska aktualnie wkroczyła na drogę doktrynalnej i legislacyjnej kontynuacji przedwojennych osiągnięć. Jednocześnie w doktrynie – w ramach dyskusji nad koniecznością zmian w k.p.c., czy wręcz opracowania nowego kodeksu, wobec jego „dekompozycji” – wskazuje się na kolejne instytucje prawnoprocesowe, które powinny być poddane ocenie.
Należy sobie uzmysłowić, że w latach 1990-2014 nastąpiło około 200 zmian kodeksu postępowania cywilnego, co budzi uzasadnioną, krytyczną ocenę pod adresem ustawodawcy. Ten sposób postępowania nie ma praktycznie końca i prowadzi do największego z nadużyć w majestacie państwa prawnego, tj. do osłabienia jego siły na skutek mnogości, czy wręcz hipertrofii.
Postępowanie to było o tyle niezrozumiałe, albowiem już, w 1996r. ówczesny Przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego Prof. Z. Radwański stwierdził, że: (...) polski k.p.c. po jego gruntownym ,,odświeżeniu'' spełnia podstawowe wymogi, jakie sformułowali eksperci międzynarodowi pod adresem procedur cywilnych obowiązujących w krajach należących do Unii Europejskiej).
Nie powstrzymują tej anomalii historyczne, lecz jak widać aktualne przestrogi wybitnych prawników i kodyfikatorów, m.in. Prof. UJ Stanisława Gołąba (urodzony, w Rzeszowie w kamienicy przy ul. 3-go maja), który już w 1933 r. przeciwstawiał się nieprzemyślanym zmianom, utrudniającym pracę sądów, zagrażającym idei ich niezawisłości i bezstronności. Twierdził, że: „nie należy rozpoczynać poprawy stosunków w państwie od ustawicznej nowelizacji świeżo ogłaszanych przepisów prawnych, od ciągłych, nieraz wprost histerycznych zmian w materiale prawodawczym - zmian, które można przekląć, jak Dante złorzeczył niegdyś prawodawstwu Florencji”.
Autorzy kolejnych nowel, tak chętnie nawiązujący do regulacji unijnych zapominają o ugruntowanej w państwach członkowskich Unii tezie o ,,regulacji przez zaniechanie regulacji", czyli o potrzebie maksymalnego wykorzystania orzecznictwa sądowego. Dopóki nie prowadzi ono do interpretacji contra legem, nie należy zmieniać obwiązujących przepisów prawa, które poddają się jeszcze wykładni sądowej.
Jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, iż nauka i praktyka mają niestety niewielki wpływ na propozycje poselskie, może uda się w rozumnym kompromisie przynajmniej ograniczyć ich liczbę, zmieniając choćby zapisy regulaminu sejmowego, w zakresie regulacji kodeksowych. Przypomnieć należy, że w okresie parlamentaryzmu II Rzeczypospolitej władza ustawodawcza miała obowiązek przegłosować akt prawny, który został złożony do Sejmu lub go odrzucić (ewentualna dyskusja nad poprawkami nie wykraczała poza idee kodyfikatorów).
Powstają pytania, czemu miały służyć kolejne nowelizacje k.p.c.?, czy nie wymknęły się spod logicznej kontroli?, czy wreszcie świadomie lub nie miały przygotować grunt pod ostateczne ,,wyeliminowanie" z życia prawnego i świadomości społecznej k.p.c. z 1964 r., będącego udaną kontynuacją k.p.c. z 1932 r. uznanego za jedną z najnowocześniejszych ustaw procesowych w Europie.
II. Przypomnijmy, że kodeks postępowania cywilnego z 1964 r. zbudowany jest według głęboko przemyślanej koncepcji, ma rozbudowane gwarancje procesowe oraz zapewnia realizację prawa do sądu. To wszystko dzięki przyjęciu przez ich twórców (kontynuatorów dzieła k.p.c. z 1932 r.) fundamentalnych reguł postępowania. Reguły te stanowiły podwaliny, które tworząc jego „linię architektoniczną”, określały jego styl, będąc wreszcie – jak ujął to Anton Menger – „elementem duchowym, ożywiającym zawiłą masę norm. Ów „duch” powinien być uwzględniany zawsze tak przy wykładni jego przepisów, jak i przy jego nowelizacji czy wypełnianiu w nim luk, które mogą być niezbędne in statu nascendi.
Idea porządkowania materii procesu według określonych reguł w k.p.c. z 1964 r., to zasługa Prof. UJ Władysława Siedleckiego uznanego za czołowego procesualistę cywilnego XX wieku, kontynuatora lwowskiej i współtwórcy lwowsko-krakowskiej szkoły procesu cywilnego, która z niezrozumiałych względów zanika.
Również skarbiec idei i doświadczeń zawarty w orzecznictwie Sądu Najwyższego II Rzeczypospolitej został zachowany w kodeksie postępowania cywilnego z 1964 r., co pozwala dziś, na korzystanie z doktryny, orzecznictwa a nawet z ustawodawstwa przedwojennego.
III. Niestety wydaje się, że dziś na wszystkich polach twórczości, a więc także i na polu ustawodawstwa, poszukuje się nowości za wszelka cenę, gdyż tego wymaga duch czasu (ów esprit modern). Jednakże to dążenie do nowych dróg, ta chciwość oryginalności, wypływająca z pragnienia pozbycia się form dawnych, powinna pozostawać pod logiczną kontrolą. Szczególnie, bowiem w dziedzinie ustawodawczej wprowadzanie zbyt ryzykownych zmian, dostatecznie niewypróbowanych czy też niewynikających z rodzimych doświadczeń, może okazać się zabiegiem tyleż nowatorskim, co w dalszej perspektywie budzącym wątpliwości, co może być i jest spotęgowane wyraźnym „osłabieniem” przestrzegania reguł właściwej techniki legislacyjnej.
Potwierdzają to nowele Kodeksu postępowania cywilnego z ostatnich kilkunastu lat, przy uzasadnianiu, których daje się wyraźnie zauważyć, że kolejne są próbą naprawienia tego, co zostało popsute przez wcześniejszą i które zamiast dawania spójnej i logicznej odpowiedzi na powstające pytania (problemy), jedynie je potęgują.
Wady kolejnych nowelizacji stanowią wynik błędów. Bywają one trojakie: błędy w myśli, w wysłowieniu i w układzie. W myśli polegają na niesłusznym i niecelowym normowaniu stosunków, których dotyczy ustawa; w wysłowieniu na użyciu nieodpowiednich, nieoddających rzeczywistej myśli autora wyrazów; w układzie to brak jednolitej terminologii, tautologie, pleonazmy, czyli błędy (logiczno-językowe), kazuistyka oraz nieprawidłowa systematyzacja, która stwarza fikcję zupełności norm prawnych.
Przypomnijmy, zatem aktualną i dziś wypowiedź Prof. UJ Józefa Skąpskiego (seniora): „(...) Każda nauka i niemal każdy zawód ma swoją terminologię, której zasób i bogactwo pozostaje w prostym stosunku do stopnia rozwoju danej nauki i ogólnej kultury. Prawo procesowe jest także nauką, która ma też swoją bogatą i starą terminologię, której zmieniać nie wolno, jak nie wolno dążyć do zubożenia języka polskiego norm prawnych przez usuwanie polskich terminów i znaczeń.
Przeważa nadal często spotykany pogląd, że przyczyną pewnych ujemnych zjawisk w życiu społecznym czy gospodarczym, są źle sformułowane przepisy prawne. Stąd też wyciąga się wniosek, że należy przepisy te zmienić, a wszystko ulegnie pożądanej poprawie. Nie sięga się do właściwych przyczyn istniejącego niekorzystnego stanu rzeczy i nie stara się ich usunąć. Stosunkowo najłatwiej jest zmienić obowiązujące przepisy prawne i w ten sposób starać się uspokoić niezadowolenie społeczeństwa, zapewniając, że tą drogą uzyska się poprawę sytuacji. Natomiast często nie bierze się pod uwagę, że każda zmiana obowiązujących przepisów prawnych łączy się z ryzykiem związanym z wejściem ich w życie. W szczególności, z możliwością różnych ich interpretacji w praktyce, nieraz nieprzewidzianych przez ustawodawcę zwłaszcza, gdy zmiany te następują w stosunkowo krótkim czasie i nie są dostatecznie wszechstronnie przemyślane.
IV. Problemy legislacyjne prawa cywilnego procesowego zależą w dużej mierze od przyjętej formy działalności. W latach 1990-2014 przyjęto model nowelizacji cząstkowej, ze znanym dziś skutkiem. Stojąca u bram ,,nowa'' kodyfikacja prawa cywilnego sądowego powinna być oparta na innych, ,,lepszych'' założeniach, niż wersja obowiązująca obecnie oraz wymaga uprzedniego przeprowadzenia gruntownych studiów.
Czy do takiego zadania jesteśmy gotowi?
Prof. Fryderyk Zoll (młodszy) cytuje (w sprawozdaniu z działalności Komisji Kodyfikacyjnej Rzeczypospolitej Polskiej za rok 1929-1930) wypowiedź znanego kryminologa szwajcarskiego Carla Stoosa, (jednego z największych XIX talentów kodyfikacyjnych) na temat celowości takich prac: (...),,żeby ustawa mogła być dobra, trzeba, aby jej autorowie wiedzieli dokładnie i jasno, czego chcą".
Sprawa oceny kodeksu postępowania cywilnego jest z wielu powodów skomplikowana. Jak każdy twór ludzki ma wady. Nie należy, zatem zajmować bezkrytycznego stanowiska wobec jego aktualnej treści, która po wielu nowelizacjach i interwencjach (mam tu na myśli np. niektóre orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, ale to odrębne zagadnienie) nie tworzy już harmonijnej całości.
Jednakowoż powstaje pytanie, gdzie szukać przyczyn niewątpliwej żywotności tej kodyfikacji?
Nie budzi dziś wątpliwości, że jest ona osiągnięciem nie tylko ich bezpośrednich twórców, ale i całej polskiej kultury prawniczej. Była ideową kontynuacją poprzednio obowiązującego k.p.c. z 1932 r. i dlatego niepodobna zrozumieć jej wielu rozwiązań w oderwaniu od dawnych przepisów i nauki prawa cywilnego procesowego. Wewnętrzna budowa, język i styl nie różniły ją od podobnych regulacji obowiązujących w Europie Zachodniej. Poszczególne przepisy były sformułowane abstrakcyjnie i elastycznie, ponieważ unikano kazuistyki.
Wreszcie nie należy zapominać o tym, że k.p.c. z 1964r. tworzyli ludzie politycznie neutralni, otwarci na przyjmowanie kultury zachodniej, których nazwiska godzi się przypomnieć (Prof. Zbigniew Resich, Władysław Siedlecki, Marian Lisiewski, Bronisław Dobrzański, Henryk Trammer czy Edmund Wengerek).
Czy zatem zamiast toczyć kolejne spory o kształt tzw. ,,nowego'' k.p.c. nie prościej wykonać zabieg, polegający usunięciu obcych i nie przemyślanych zmian z lat 1990-2014, z pozostawieniem tych, które są wymogiem dnia dzisiejszego, a więc podjąć się próby rekodyfikacji w sensie generalnego udoskonalenia i uporządkowania tekstu już obowiązującego. Taka próba jest, o czym zdaje sobie sprawę, ryzykowna. Ale może warto to ryzyko podjąć, w imię wyższych wartości, jak tradycja, kultura prawna, wartość społeczna czy zaufanie obywateli do stabilnego porządku prawnego.
K.p.c. w okresie swego obwiązywania przestał być tylko ,,law on book'' i stał się ,,law in action''. Utorował on określoną praktykę sądową, stwarzając wzorce zachowań cywilnoprawnych dla obywateli.
Dlatego też reforma norm powinna być zawsze końcowym etapem w doskonaleniu sprawowania wymiaru sprawiedliwości. Należy przede wszystkim stawić czoła problemom organizacji i interpretacji, które są wiodącymi przesłankami do ulepszenia jego funkcjonowania. I być może po tym zabiegu dojdziemy do wniosku, że ,,nowy'' k.p.c. będzie w rzeczywistości powieleniem podstawowych uregulowań zawartych w cechujących się ciągłością i tradycją idei Kodeksach z 1932 i 1964 r.
Nie budzi mojej wątpliwości, że K.p.c. z 1964 r. mimo swoich mankamentów ma nadal duże możliwości interpretacyjno–adaptacyjne i z powodzeniem może unieść ciężar przygotowywanej ,,reformy'' prawa cywilnego materialnego, (inna sprawa czy i ta reforma jest przez wszystkich z jednakowym natężeniem oczekiwana).
V. „Communis opinio” uważa proces za stan patologiczny, którego źródło tkwi w „patologicznym stanie poczucia prawa”. Jednakże chory organizm nie znosi gwałtownych zmian i prób doświadczalnych, wymaga stopniowego dawkowania lekarstw.
Klasycznym przykładem prawdziwości powyższych słów był Prof. Josef Unger (twórca prawa cywilnego austriackiego, Prezes SN w cesarstwie austro-węgierskim), o którego działalności legislacyjnej pisał Prof. Ernest Till: „ w dobie swej najświetniejszej działalności zamierzał austriacki kodeks cywilny przewrócić do góry nogami, a po ujemnych doświadczeniach, poczynionych z kodeksem niemieckim, zawrócił z tej drogi u schyłku życia, i ograniczył się w swych reformatorskich projektach tylko do nieznacznych zmian”.
Jaki stąd płynie wniosek?
Otóż nie należy bezkrytycznie zmieniać przepisów, które teoria i praktyka od przedwojennych czasów w dobrym imieniu urzeczywistnia, zawierając w sobie wartości uniwersalne wielu idei i instytucji sprawdzonych w ciągu niemal 80 - lecia. Zbędne reformy kosztują; ponadto nie mamy zbyt wielu aktów prawnych mających uznanie w Europie. Jak trudno było je wypracować znakomitym kodyfikatorom, a jak łatwo dziś zniweczyć ten dorobek jednym pociągnięciem pióra i to z różnych powodów, głównie dla haseł, które wydają się obce.
Prof. UJ Jan Gwiazdomorski już w 1935 r. twierdził, że ,,Ustawiczne zmiany obowiązujących przepisów prowadzą do chaosu. Są zaś specjalnie niepożądane na terenie wielkich kodyfikacji z zakresu prawa sądowego. Teoria i praktyka dadzą sobie radę i z mniej udanymi przepisami, o ile przepisy te przez dłuższy czas będą obowiązywać. Częste natomiast zmiany uniemożliwiają naukowe opracowanie ustawy i wytworzenie się stałej judykatury, a przez to niszczą dobroczynne działanie nawet i najlepszych dzieł ustawodawczych".
I jak stale powtarzał wybitny procesualista francuski Prof. Roger Perrot „Prawdopodobnie, wszystkie reformy nie są ostatnimi, po nich nastąpią inne i nie ma co się dziwić”. Stabilność, ciągłość to wartości najwyższe, do zmian dążą ci, którzy chcą się „wybić”.
Jestem za ciągłością tam, gdzie to możliwe i celowe, a więc zmiany wymagają zawsze i bez wyjątku logicznego uzasadnienia.
VI. Wreszcie należy zadać pytanie, jak w tej sytuacji ma zachować się sędzia, w tym i mówiący te słowa, który pełniąc swoją zaszczytną służbę chce pozostać w zgodzie z literą prawa.
Ogromna rola ocen w sądowym stosowaniu prawa i stosunkowo znikome możliwości kierowania nimi niedwuznacznie wskazują na znaczenie, jakie winna odgrywać zawsze, a w szczególności w dobie obecnej osobowość sędziego, jego ,,autorytet wewnętrzny''.
Wydaje się, że sędzia chcąc osiągnąć zamierzony cel, czyli wydać słuszne rozstrzygnięcie (sententia iusta) w rozsądnym terminie, może to uczynić na podstawie obecnego k.p.c. Wystarczy przestrzegać terminów sądowych przez siebie ustalanych, skoncentrować i przeprowadzić postępowanie dowodowe w oparciu o logicznie przyjętą tezę dowodową.
Prof. UJ Marian Waligórski pisał o funkcji, o kompetencjach sądów. Dziś niestety sądom wyznacza się zadania, jak urzędnikowi!, przytłacza statystyką!, a to już nie to samo.
Magnificencjo Panie Rektorze, Wysoki Senacie, Szanowni zebrani - proszę pozwolić mi na refleksję osobistą.
Niech mi będzie wolno wspomnieć pamięć mojego naukowego Nauczyciela, zmarłego w dniu 15 lipca 2014 r. w wieku 84 lat Prof. Mieczysława Sawczuka. Profesor był zwolennikiem ciągłości i tradycji w prawie, wiele Jego publikacji i głoszonych tez ma wartości trwałe, zaś w życiu codziennym uważał, że należy promować ludzi aktywnych, bronić słabszych, wierząc osobliwie w istnienie ,,podziemia ludzi obiektywnych i odważnych".
Proszę pozwolić mi również skierować słowa do studentów, w tym tych pierwszorocznych. Przyjmijcie proszę dwie życiowe rady, o których wspominał mi Prof. M. Sawczuk: Prof. Henryk Trammer (Pierwszy Kierownik Katedry Postępowania Cywilnego UMCS w Lublinie i mistrz Prof. Sawczuka) zwykł mawiać: ,,nie ma innej rady jak tylko czytać, kojarzyć i porównywać'', zaś Prof. UJ Zenon Klemensiewicz (wybitny polonista) powtarzał: ,,jeżeli jesteś ciekawy to żyjesz, a jak przestaniesz być taki to odchodzisz powoli z tego świata''.
I na koniec zawsze aktualne, zwłaszcza w dobie obecnej słowa Ojca Świętego Jana Pawła II skierowane do młodzieży, wypowiedziane w 1983 r. w Częstochowie: „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od Was nie wymagali”. Przekonajcie się proszę sami czy warto, gdyż bycie wymagającym w stosunku do samego siebie to ogromna część życiowego sukcesu każdego człowieka.
Relację z Uroczystej Inauguracji roku akademickiego 2014/2015 można znaleźć tutaj.
Zobacz zdjęcia z uroczystości.